2. Rozdzielamy się. Ja jeszcze będę jeździł na desce a on spada ale za godzinę znowu ustawka. Niestety jego autobus nie przyjechał i czekam na niego pijąc herbatę w barze. Na stoku niemal nikogo nie było. Przepustowość wyciągu to kilka tysięcy osób na godzinę a było nas ledwie kilka czy kilkanaście osób. Po skończonej jeździe idę do toalety na shit drop. Zajmuje mi to z 20 minut bo muszę zdjąć kilka ochraniaczy i z dwie warstwy odzieży termoaktywnej. Nie jest to prosta sprawa i jest to minusem jednoczęściowego kombinezonu termoaktywnego.
3. Wpada lolo a potem idziemy przez las. Mijamy ratraki pracujące na zwijarkach. Świecą się lampki ostrzegające przechodniów. Ze zdziwioną miną czytam napis tylko po polsku- "ratrak na linie" mimo że byliśmy w Czechach. Nie było napisu po po czesku "rolba na lanie". Był napis po polsku. Z tego co słyszałem to Polacy robią większość aktywności przypałowej i być może te napisy po polsku nie są przypadkiem. Kolega mówi że jak widzi przypał na stoku gdy pracuje to z automatu najpierw po polsku mówi do tej osoby i zwykle trafia z językiem.
4. Jeżdżę sobie na desce wieczorem ze dwie godziny a potem ogarnąłem się na dwa autobusy z przesiadką aby wrócić na chatę do siebie w innym mieście pół godziny jazdy autobusem. Na miejscu muszę podejść pod stromy stok gdzie mieszkam. Idę ze 40 minut stromo pod górę. Kąpię się i piorę ręcznie skarpety dziwiąc się brązowoczarnej wodzie w zlewie ledwie po jednym dniu ich używania. Cztery razy wodę zmieniałem. Zasnąłem mimo pełni księżyca. Dzień wcześniej nie mogłem zasnąć. Mój ziom też mówił że nie mógł spać aż do 4 rano.
Adam Fularz
--
-------
Merkuriusz Polski
Polish News Agency polishnews.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz