Po wielu wielu minutach oczekiwania nadeszła pomoc. Jakiś Czech próbował bez ratowników do mnie zejść w butach narciarskich. Krzyczałem aby tego nie robił. W końcu przyszedł ratownik a za nim kolejni. Trochę trwało nim wkopali kotwy i wciągali mnie w uprzęży na linie. Ojej. Strasznie mi przykro było że zrobiłem wielki błąd czy spowodowałem komuś kłopot. Akcja ratunkowa była trudna bo był tam lód. Aby wyjść wspinałem się z obolałą nogą w uprzęży i z czekanem. Założono mi raki. Wciągano mnie na linie mocowanej do kotw w śniegu. Zeszły do mnie dwie osoby. Konieczność założenia mi uprzęży zajęła sporo czasu.
Po wciągnięciu mnie wyjaśniano mi moje błędy. Szlak był zamknięty szlabanem z małą kartką. Lepiej pewnie by było jakbym na snołbordzie to przejechał ale.... Miejsce akcji ratunkowej- Rynna Śmierci- było niebezpiecznym miejscem gdzie w przeszłości już zginął ratownik czy dwóch ratowników. Bodajże w tym roku już w tym miejscu zginęły dwie osoby. Zwieziono mnie na noszach bo kulałem. Mam chyba połamane żebra i palce. Bardzo spuchła mi noga. W domu czekają mnie tygodnie w łóżku.
Osoby które mnie ratowały bardzo dziwiło że przeżyłem i się w ogóle zatrzymałem na kamieniach. Na dole Rynny Śmierci nie byłoby co zbierać. Pytano mnie o wyznanie wiary dziwiąc się ręce opatrzności która mnie ocaliła. Najbardziej to mi chyba pomógł ochraniacz na klatkę piersiową ale żebra to chyba mam połamane. Palce jakieś chyba też. Czeka mnie łóżko w domu i ze dwa tygodnie leżenia.
Ciąg dalszy nastąpi.
Adam Fularz
--
-------
Merkuriusz Polski
Polish News Agency polishnews.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz